Wzajemne zobowiązania małżeńskie

Chrystus wykupił nas z obciążającego, wiecznego długu. A teraz pełni gotowości powinniśmy pragnąć wypełniać nasze zobowiązania względem osoby, z którą Bóg pozwala nam odbywać życiową podróż. Oto biblijne podstawy chrześcijańskiego małżeństwa.

„Mąż niechaj oddaje żonie, co jej się należy, podobnie i żona mężowi” (1 List do Koryntian 7:3).

Apostoł Paweł odpowiada na pytania zadane mu przez zbór w Koryncie. Widzimy to w jego słowach: „A teraz, o czym pisaliście: Dobrze jest, jeżeli mężczyzna nie dotyka kobiety”.

Jedno z tych pytań z pewnością brzmiało: „Czy lepiej jest nie zawierać związku małżeńskiego?”. Inne być może było takie: „Czy chrześcijanie, zamężni i mężatki, powinni zachowywać abstynencję seksualną?”. Oczywiście nie wiemy, jakie dokładnie pytania zadano Pawłowi, ale opierając się na udzielonych przez niego odpowiedzi, możemy przypuszczać, że brzmiały one podobnie.

Kiedy Paweł pisze, że lepiej jest, jeśli mężczyzna nie dotyka kobiety, uświadamiamy sobie, że odnosi to do małżeństwa. Nie pisze, że korzystniej jest nie wchodzić w związek małżeński lub że stan osoby samotnej jest lepszy, ale jedynie, iż jest to rzeczą dobrą i akceptowaną w Bożych oczach. Paweł pokazał później, że pozostanie osobą stanu wolnego wiąże się z wieloma korzyściami dla służby Panu. Jest to dobra, zdrowa, często konieczna i wspaniała sytuacja, i z pewnością taką była dla apostoła Pawła.

Jako apostoł żyjący w trudnych czasach, Paweł nieustannie podróżował. Nigdzie nie przebywał dłużej niż trzy lata, aby następnie znowu przenieść się do innego miejsca. Zazwyczaj te okresy były znacznie krótsze. Nieustannie spotykał się z opozycją i prześladowaniami. Czy potrafimy wyobrazić sobie, co czułaby jego żona, gdyby Paweł był żonaty? Niepokoiłaby się przez cały czas, a jej serce pękałoby z powodu wszystkiego tego, co apostoł doświadczał w czasie swej służby. W jakim opłakanym stanie bywał czasami, wracając do domu po bezlitosnym biciu i straszliwym traktowaniu.

Nie powinniśmy nawet mówić „wracając do domu”, przecież Paweł nie miał domu! Ten, którego słowa zachęcały miliony wierzących w całej erze chrześcijańskiej, nie miał miejsca, które mógłby nazwać swoim własnym. Gdziekolwiek się udawał, był zależny od gościnności innych ludzi; czasami mieszkając nawet pod gołym niebem. Patrząc na szczególne trudności życia Pawła widzimy, że pozostanie osobą niezamężną było w jego przypadku koniecznym aktem oddania się Panu.

  Jeżeli nie znajdziemy męża lub żony, to Pan będzie nas wzmacniał i w potężny sposób błogosławił. Dlatego apostoł, natchniony przez Boga, ogłasza, że pozostawanie w stanie wolnym jest rzeczą dobrą, którą Pan błogosławi.

     Dalej jednak Paweł pisze: „jednak ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża”. Oczywiście dla człowieka bardziej normalnym stanem jest wejście w związek małżeński. W 1 Liście do Tymoteusza apostoł pisze, aby nie zabraniać zawierania małżeństw. Ostrzega, że w dniach ostatecznych pojawią się ludzie, którzy będą tak robić. To fałszywi nauczyciele, który swoje idee czerpią od duchów zwodniczych, nauczając doktryny diabelskiej. Mówią obłudne kłamstwa. Paweł pisze te surowe słowa na temat ludzi, którzy zniechęcają lub zabraniają zawierania małżeństw. 

Chociaż mogłoby się wydawać, że według apostoła pozostanie osobą samotną jest czymś lepszym od małżeństwa, to jednak wcale tak nie myślał. Małżeństwo ustanowione zostało prze Boga. Paweł naucza, że jest to ogólny stan mężczyzn i kobiet. Podkreśla jednak, że Bóg błogosławi zarówno stan wolny jak i małżeństwo.

Zauważmy, że chociaż Paweł pisze, iż małżeństwo jest sposobem na uniknięcie cudzołóstwa, to jednak w innym miejscu podaje ważniejsze powody małżeństwa. Tutaj wskazuje jedynie na oczywiste, moralne cele, robiąc to w ciekawie obszerny i bardzo piękny sposób.
       O tym nie wystarczy tylko czytać, ale musimy też posłuchać tych słów: „jednak ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża”. Te dwie ostatnie frazy składają się z tych samych słów, za wyjątkiem dwóch wyrazów. W ten sposób Paweł przykuwa naszą uwagę do głównej cechy małżeństwa. Pomyślmy o tym, co pisze – „niechaj każdy ma swoją żonę”, a „każda własnego męża”. Żona należy do męża, a on do niej. Każde z nich jest dla drugiego cenną własnością, z którą przebywa się blisko, ceni, szanuje, docenia i kocha. „Swoją żonę… własnego męża”, by ich ochraniać. Tego jedynego, tą jedyną. 

II Mojżeszowej 2 czytamy o tym, że gdy Ewa została stworzona z żebra Adama, powiedział on: „Ta dopiero jest kością z kości moich i ciałem z ciała mojego”. Czy myślimy, że powiedział to tylko w kontekście biologicznym, czyniąc oczywistą obserwację dotyczącą spraw fizycznych? A może zdajemy sobie sprawę z tego, że używając języka dosłownych biologicznych faktów, w rzeczywistości wyrażał głębsze uczucia? Bo to, co Adam myślał na temat Ewy, nie było tylko zwykłą biologiczną obserwacją.

 Chociaż dzisiaj nie używamy tych słów dosłownie, to jednak mężowie i żony powinni być w stanie powiedzieć do siebie: „Ta… jest kością z kości moich i ciałem z ciała mojego”. Są to słowa wyrażające bliskość posiadania. „Jego/jej troski i cierpienia są moimi; tak jakby naprawdę mnie dotykały”.   

Młodzi ludzie w szczególności powinni być świadomi tego, że nadmierne fizyczne kontakty występujące we współczesnym społeczeństwie są zjawiskiem nowym…

Zanim przejdziemy do wzajemnych długów w małżeństwie, muszę powiedzieć trochę na temat słów: „Dobrze jest, jeżeli mężczyzna nie dotyka kobiety”. Chociaż jest to eufemizmem słowa „małżeństwo”, ale jednocześnie zawarta jest w tym zdaniu dosłowna prawda. Podchodźmy ostrożnie do współczesnej „kultury”. Młodzi ludzie w szczególności powinni być świadomi tego, że nadmierne fizyczne kontakty we współczesnym społeczeństwie są zjawiskiem nowym. Nigdy wcześniej nie zachowywano się w ten sposób. 

Jeszcze do niedawna mężczyzna nie dotykał kobiety za wyjątkiem uściśnięcia jej dłoni. Jednak pogłębiające się w ostatnich latach zepsucie fizycznej, cielesnej kultury, wprowadziło znaczne kontakty fizyczne między ludźmi przeciwnej płci, poza małżeństwem. Obejmowanie się, dotykanie i całowanie stanowią dzisiaj normalną cechę naszego społeczeństwa. Nie dotyczy to jedynie ludzi z show-biznesu, ale rozprzestrzenia się także wśród polityków i innych ludzi w życiu publicznym. Jednakże ze względu na tradycyjny szacunek dla płci przeciwnej, wszystkie te fizyczne kontakty należy uznać za niedelikatne, nieuprzejme, na granicy grubiaństwa. To zbytnie spoufalanie się, będące w najwyższym stopniu niemądre. Wierzymy, że wielu ludzi dotyka płeć przeciwną w sposób nieświadomy, myśląc, że w ten sposób okazują przyjazne zachowania. Jednakże wielu jest też tych, którzy czerpią z tego cielesną ekscytację. Dlatego oświadczenie Pawła traktujemy jako zawierające dosłowną prawdę. 

 W przeszłości, w naszej kulturze z dezaprobatą patrzono na zbyt zażyłe fizyczne kontakty, uważając je za pozbawione szacunku, impertynenckie i nieprzyzwoite, i tak samo powinniśmy na nie patrzeć dzisiaj. Zbyt swobodne zachowania w tych kwestiach sprawiają, że wielu ludzi wkrótce wpada w grzech, odczytując je w nieczysty sposób.

Przejdźmy teraz do innego, celowo rozbudowanego oświadczenia apostoła, wyrażonego tymi wspaniałymi słowami: „Mąż niechaj oddaje żonie, co jej się należy, podobnie i żona mężowi”. Co właściwe oznacza słowo „należy” [w angielskim tłumaczeniu „benevolence” – hojny dar/szczodrość]? To słowo zostało użyte przez męczennika Williama Tyndale’a, a potem wykorzystali je tłumacze Biblii Króla Jakuba, podobnie zresztą jak i większość Nowego Testamentu Tyndale’a.

Użyte w tym wersecie słowa dosłownie odnoszą się do długu, który musi zostać spłacony lub do obowiązku. Słowo „benevolence”, nie występuje w niektórych starożytnych manuskryptach, ale z całą pewnością znajdujemy je w Tekście bizantyjskim [Majority Text] oraz w Textus receptus greckiego Nowego Testamentu. Niektóre współczesne wersje Biblii śpiesznie omijają to słowo lub wykazują tendencję do umniejszenia jego znaczenia. Jednak postępując w ten sposób, otrzymujemy cały fragment dotyczący seksu i relacji seksualnych. Kiedy w świecie (i w brukowcach) mówi się na temat małżeństwa, to ogranicza się tylko do seksu i relacji seksualnych; jednak Biblia porusza też inne, głębsze kwestie. Dotyczy to siódmego rozdziału 1 Listu do Koryntian, w którym apostoł pisze, że mąż i żona nie należą już do samych siebie i mają względem siebie dług oddawania tego, co należy się drugiej stronie, a dopiero potem wspomina relacje seksualne. Inspirowane Słowo Boże już od początku pokazuje, jak ważne i cenne są to kwestie, gdyż małżeństwo to coś więcej niż jedynie relacja seksualna, choć oczywiście jest ona ważna.

Dług oddawania tego, co należy się drugiej stronie to dług wypływający z dobrej woli; to dobroć w praktyce. W tłumaczeniu Nowej Biblii Króla Jakuba zachowana została idea „benevolence” [hojnego, szczodrego daru], jednakże znaczenie tego słowa zostało osłabione poprzez użycie zastępczego określenia „uczucie”. Nie jest ono wystarczająco mocne, gdyż uczucia to tylko emocje, podczas gdy „benevolence” to emocje aktywnie wyrażane poprzez uczynki życzliwości.

 Mamy dług dobrych postaw i uczynków, który musimy spłacać. Nasz biblijny dług lub obowiązek jest co najmniej siedmiokrotny, a jeżeli ktoś go nie oddaje, grzeszy przeciwko Panu.

Eksluzywne zobowiązanie

      Pierwszy element naszego siedmiokrotnego zobowiązania jest oczywisty – to ekskluzywna wyłączność. Małżeństwo to przymierze oparte na obietnicach, które muszą być zachowywane. Złożyliśmy przysięgę i przyrzeczenie dotyczące ekskluzywnego oddania się drugiej osobie, w pełnym zaufaniu. Żadna zdrada, nawet najmniejsza, nie może mieć miejsca w żadnych okolicznościach. Każda pokusa, by nie okazywać szacunku lub nie lubić współmałżonka lub współmałżonkę, musi być natychmiast odrzucana, a złe myśli zastępowane dobrymi. Uważanie kogoś poza małżeństwem za bardziej odpowiedniego lub godnego pożądania niż nasz partner jest skandaliczne i złe, i nawet przez chwilę nie powinno przechodzić nam przez myśl. Związani jesteśmy długiem i obowiązkiem wobec Boga, aby pozostawać wiernymi jedni wobec drugich przez całe życie, a jedyne powody zwalniające nas z tego długu wymienione są w Piśmie Świętym.

 Częścią pozostawania wiernym jest głęboki szacunek w stosunku do współmałżonka oraz dla naszego związku. Oznacza to, że nie wolno nam nigdy mówić na temat męża lub żony osobie trzeciej ani o sprawach osobistych, prywatnych lub krytykować partnera. Nigdy też nie możemy zdradzać ani wprowadzać ich w zakłopotanie. Robią tak niektórzy ludzie, będąc wielkimi głupcami i zachowując się w pozbawiony głębi sposób ludzi tego świata. Narzekają na męża lub żonę, mówiąc nawet o sprawach intymnych, które powinny pozostawać wyłącznie między nimi. Beztrosko przekazują te sprawy osobom trzecim. Jest to formą zdrady, bardzo osłabiającą więź, którą dał nam Bóg. Rujnuje to wierność.

Obowiązek troszczenia się

  Drugim obowiązkiem spośród naszego siedmiokrotnego długu jest biblijny obowiązek troszczenia się. Mamy troszczyć się jedni o drugich. Czasami dobrzy ludzi, żyjący w związku małżeńskim przez kilka lat, zapominają o troszczeniu się o partnera; zwłaszcza, gdy oboje są ludźmi silnymi i sprawnymi. Pozostawiają drugą osobę samą sobie, by żyła jak chce, zwracając na nią jedynie częściową uwagę. To jednak za mało, gdyż mamy obowiązek kochać męża czy żonę i głęboko troszczyć się o nich. Mamy dług, by ochraniać, zachęcać i pocieszać jedni drugich, kiedy tylko jest to konieczne, pomagając sobie w trudnych sprawach. Często jednak zbyt mało oferujemy pomocy w stosunku do współmałżonka. Tak niewiele dostrzegamy, ani nie jesteśmy świadomi potrzeb, brakuje nam wyrozumiałości i chęci pomocy.

 Obowiązek troszczenia się wiąże się z wysiłkiem, by rozwijać dary drugiej osoby w służbie Panu, o czym mowa będzie w dalszej części tego artykułu. 

Obowiązek kochania

   Trzecim obowiązkiem wśród siedmiokrotnego długu w małżeństwie jest obowiązek kochania. Musimy robić wszystko, co tylko możliwe, by podsycać ogień miłości. Miłość zaniedbywana szybko ostyga.

„Mężowie, miłujcie żony swoje” – apostoł powtarza w piątym rozdziale Listu do Efezjan. Czy zaniedbujemy okazywanie miłości i wyrażanie jej? Jeżeli tak, to nie spłacamy naszego długu i jesteśmy winni przed Bogiem. Ludzie ze świata mogą mówić: „Nie kocham go/jej dłużej” tak, jakby nic nie można było już zrobić i był to koniec ich małżeństwa. Ale miłość to w dużym stopniu wybór i jeżeli nie wkroczy w nią poważny grzech, nie powinna nigdy skończyć się i zawieźć.

Miłość zaczyna się od wdzięczności i nigdy niekończącej się uprzejmości. Potem przechodzi do głębokiego polubienia osoby i do aktów życzliwości, a następnie prowadzi do doceniania, cenienia sobie i rozmyślania nad obiektem naszej miłości po to, by mogła powstać święta więź własności. Miłości nie można zaprzestać wyrażać na te wszystkie sposoby.

Mężom nakazuje się, by byli oddani żonom w miłości, podobnie jak Chrystus umiłował Kościół miłością ofiarną. Taka miłość nigdy nie przestanie aktywnie błogosławić. 

Jeżeli zbyt dużo myślimy o naszych własnych nieszczęściach i problemach lub naszym hobby oraz przyjemnościach, wówczas nie pozostaje nam wystarczająco dużo emocjonalnej energii, by kochać żonę lub męża… 

Aby utrzymywać miłość żywą, konieczne jest unikanie pewnych grzechów, jak na przykład braku umiaru. Jeżeli zbyt dużo myślimy o naszych własnych nieszczęściach i problemach lub o naszym hobby i przyjemnościach, to nie pozostanie nam wystarczająco dużo emocjonalnej energii, by kochać żonę lub męża. W podobny sposób samo użalanie pozbawia nas wszelkich zapasów uczuć w stosunku do współmałżonka. Może zdarzyć się, że przechodzimy przez trudny czas w życiu, pełen różnych nieszczęść, ale jeżeli nie będziemy zdecydowanie ograniczać rozmyślania o tym, to wpadniemy w nieustanne użalanie się, a nasza miłość względem drugiej osoby nie będzie mogła rozwijać się.

  Miłość niszczy też duma, gdyż stawia nas w centrum naszego życia, a nic i nikt inny nie liczy się. Wszystkie emocje wykorzystywane są na zdobywanie majątku lub dążenie do osiągnięć albo na koncentrowaniu się na niepowodzeniach w realizacji tego, co dla nas najważniejsze. Trwonienie naszych emocji sprawia, że nie jesteśmy w stanie kochać. (Myślę, że czytelnicy docenią to, że używam języka w sposób poetycki a nie naukowy).

Obowiązek duchowej troski

   Naszym czwartym obowiązkiem wśród siedmiokrotnego długu jest obowiązek duchowego troszczenia się. Bóg obdarza nas wzajemną odpowiedzialnością za poziom duchowej troski o drugą osobę. Początkiem jest modlitwa jeden o drugiego, a modlitwa rozpoczyna się od chwały. Jeżeli szczerze uwielbiamy Boga i dziękujemy Mu za naszego męża lub żonę, to miało prawdopodobne jest, że zaangażujemy się w głupie, egoistyczne uczucie rozgoryczenia względem współmałżonka. Tak bardzo jak to możliwe, powinniśmy dostrzegać dobro w drugiej osobie, modląc się o jej pomyślność, duchowe błogosławieństwo, szczęście i sukces w pracy, rodzinie i służbie Panu. Dziękujmy Bogu za pierwszą miłość i każde błogosławieństwo, jakiego doświadczyliśmy w naszej wspólnej podróży życiowej. A potem czytajmy razem Słowo Boże i rozmawiajmy o sprawach duchowych.

  Mężowie, żony, czy rozmawiacie o sprawach duchowych? Po kilku wspólnie przeżytych latach tak łatwo jest nie mieć nic do powiedzenia mężowi lub żonie, gdyż poznaliśmy tak dokładnie ich poglądy. Podobnie rozmowy mogą ograniczać się jedynie do codziennych, ziemskich potrzeb. Jednak mamy dług, obowiązek pobudzania dobrego, duchowego zainteresowania i dyskusji. Mogą dotyczyć one konkretnych tematów i doktryn, jak i Bożych potrzeb w naszym kościele, państwie lub na świecie. Możemy rozmawiać też na temat nurtów, które wymagają zajęcia stanowiska w modlitwie, jak i naszych wysiłków, by dotrzeć z Ewangelią do konkretnych ludzi i wstawiać się za nimi. Musimy też koniecznie zachęcać siebie nawzajem w naszym oddaniu i poświęceniu się Chrystusowi oraz we wdzięczności za Bożą moc i Jego cele.

Służba współmałżonka, żony

Naszym piątym obowiązkiem jest dług uzdalniania czy też wydobywania potencjału w drugiej osobie do duchowej służby. Mąż musi mówić: „Muszę ułatwić nam obu duchową służbę”. Paweł napisał: „Drogoście kupieni; nie stawajcie się niewolnikami ludzi”, zwracając się zarówno do ludzi wolnych jak i niewolników. Wyraźnie widać, że nie chodziło mu o to, by niewolnicy porzucali panów, do których należeli, ale by stawali się dobrowolnie poddanymi Chrystusa, a ich największym priorytetem, bez względu na sytuację, by była służba Bogu.

  „Służymy” naszym pracodawcom, rodzinom, domom, ale to mąż i żona są naszym najważniejszym priorytetem w służbie dla Chrystusa. Często mąż zaangażowany jest w służbę Panu, będąc bardzo zajętym, błogosławionym, bardzo docenianym, czerpiąc z tego satysfakcję. Ale co z jego żoną? Co zrobił, by umożliwić jej bycie użyteczną dla Pana, a nie jedynie troszczenie się o rodzinę? Mamy dług, by wspomagać w tym jeden drugiego, a nie odmawiać współmałżonkowi pełnego wypełniania celu zbawienia.

Czasami ani mąż, ani żona nie są użyteczni dla Boga, gdyż pragną zbyt wiele rzeczy tego materialnego świata; być może zbyt drogiego samochodu lub domu lub zbyt wysokiej pozycji społecznej. Wszystkie ich wysiłki i działania koncentrują się na biznesie, postępie i akumulacji dóbr. Osiągnęli sukces finansowy, ale żadne z nich nie służy Panu lub robi to tylko jedno ze współmałżonków. Być może nie postawili sobie właściwych celów. Gdyby nie byli tak ambitni lub wciągnięci w postęp tego świata, to byliby w stanie poświęcać więcej czasu chrześcijańskiej służbie w kościele. O ileż szczęśliwszy byliby wtedy! O wiele lepiej jest nie osiągać tak oszałamiającej pozycji w życiu, lecz służyć Chrystusowi.

  Mężowie powinni mówić: Moim wielkim celem jest ułatwiać nam obojgu chrześcijańską służbę, a nie tylko robić to, co mi sprawia przyjemność”. Chociaż Pan wyznaczył, kto ma być głową rodziny, to mąż i żona są równi w Jego oczach. Żadne z nich nie powinno być pomijane lub pozostawać obojętne na powołanie drugiego.

Obowiązek obdarzania się wzajemnie przyjemnością

  Naszym szóstym obowiązkiem w siedmiokrotnym długu jest obdarzanie się wzajemnie przyjemnością. „Czy moja żona lub mąż są szczęśliwi?” – oto zasadnicza część tego, czego wymaga się od nas – „Czy czynię życie miłym? Czy zapewniam towarzystwo i przyjaźń, mówiąc miłe rzeczy, przynosząc dobre nowiny i dzieląc się sprawami radującymi serce?’

 „A może robię coś wręcz przeciwnego, będąc tak zajętym, że nie poświęcam mężowi lub żonie ani jednej myśli, ani nawet przez chwilę? Rzadko rozmawiamy o ważnych sprawach i nie budujemy wzajemnych uczuć i nadziei”. Jeśli tak się dzieje, to jest to straszna sytuacja! Zadajmy sobie pytanie: „Czy oferuję przyjaźń, czy też raczej wywołuję ciężkie nastroje u mojej żony lub męża?”.

 Pary oczywiście niosą wspólnie ciężary, gdyż stanowi to jedno z błogosławieństw i przywilejów małżeństwa. Ale nie mogą robić tego cały czas, gdyż byłoby to bardzo egoistyczne. Jeżeli mąż nieustannie wyrzuca z siebie ciężary i obawy, zawsze narzekając i użalając się, albo gdy robi to żona, to ich życie nigdy nie będzie szczęśliwe i żadne nie będzie czuło się mile widziane przez drugiego. Dzielenie się ciężarami musi być racjonowane. Może dla odmiany pomyślmy o czymś dobrym, czymś miłym. Nigdy nie róbmy długiej listy wszystkich bolączek, które chcielibyśmy wyliczać. Jeśli potrafimy, dzielmy się naszymi ciężarami z Panem i nie oczekujmy niesłusznie, że inni muszą nosić nasze ciężary. Pamiętajmy, że mamy obowiązek zachęcać się wzajemnie i budować, gdyż stanowi to nasz dług w małżeństwie.

Obowiązek kształtowania jeden drugiego

    Siódmym obowiązkiem na liście wzajemnych długów w małżeństwie jest obowiązek kształtowania jeden drugiego. Zwróćmy uwagę, że obowiązek ten dotyczy obu współmałżonków. Gdy kształtowanie jest tylko jednostronne, wówczas przekształca się w zmuszanie, nakładanie ciężarów i bolesne doświadczenie. Jeżeli zawsze dotyczy poprawiania żony, albo niezmiennie korygowania męża, to przestaje być działaniem przepełnionym wrażliwością na drugą osobę. Bardzo prawdopodobne jest, że zrodzi arogancję lub zgorzknienie u współmałżonka. Mamy wywierać wpływ na zachowanie drugiej osoby poprzez uprzejmość, dobroć i łagodność, z pokorą poddając się kształtowaniu jak i kształtując partnera.

 Marcin Luter znany jest z tego, że nazwał małżeństwo szkołą charakteru. A przecież jest ono nią. Czy jesteśmy zbyt dumni, by przyjąć radę i pomoc współmałżonka? A może narzekamy na zachowanie męża lub żony z powodu naszego złego humoru lub niedorzecznej niecierpliwości? Kształtowaniu musi towarzyszyć cierpliwość, gdyż wiele skarg względem drugiej osoby nigdy nie powinno być wypowiedzianych, lecz raczej pozostać zakrytymi miłością, odchodząc w zapomnienie.

Módlmy się o pozbycie się dumy w małżeństwie, gdyż jest to śmiertelny niszczyciel. Uczmy się kochać. 

Zwykle między darami męża i żony oraz ich sposobem myślenia istnieje wielka przepaść. Ich mocne strony leżą w różnych dziedzinach, mają też odmienne osobowości. Oczywistym jest, że potrzebujemy względem siebie wielkich uczuć i równie wielkiej cierpliwości. Jeżeli jedna strona odczuwa ciągłą irytację w stosunku do współmałżonka, to prawdopodobnie spowodowane jest to dumą. Wstrętna i pozbawiona tolerancji duma nie pozwala dostrzec darów drugiej osoby, jej zdolności, wrażliwości i osądów, nie pozwalając dostosować się do normalnych ludzkich zróżnicowań. Módlmy się o wyzbycie się dumy w małżeństwie, gdyż jest to śmiertelny niszczyciel. Uczmy się kochać nawet widoczne niedoskonałości naszych zachowań i myśli.

Nasze motywacje

    Długi, obowiązki i zobowiązania stanowią podstawę oddawania tego, co się należy. Zwróćmy uwagę jeszcze raz na słowa Pawła: „Mąż niechaj oddaje żonie, co jej się należy, podobnie i żona mężowi”. To dług obustronny.

  Zakończę, odwołując się do następnego fragmentu z 1 Listu do Koryntian 7:23 – „Drogoście kupieni; nie stawajcie się niewolnikami ludzi”. Oto, co winno motywować nas w spłacaniu długów względem siebie, aby nasza jedność małżeńska mogła pogłębiać się, stając się coraz piękniejszym narzędziem w służbie Chrystusowi. Byliśmy niewolnikami, potępionymi i zmierzającymi do piekła, stającymi się coraz gorszymi w naszym zepsuciu i skrzywionych, fałszywych ideach. Byliśmy niewolnikami najgorszej tragedii i porażki, a jednak z tego wszystkiego zostaliśmy wykupieni.

  Wyobraź sobie, że prowadziłeś biznes. Nie była to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, więc nie byłeś w stanie uciec przed długami. Byłeś jedynym właścicielem, ale biznes upadł, a ty wpadłeś w potężne długi. Miałeś właśnie ogłosić bankructwo i stracić biznes, dom i wszystko, co posiadałeś, lecz wtedy pojawił jakiś człowiek, (chociaż tak nie dzieje się w prawdziwym życiu). Użalił się nad tobą i powiedział: „Kupię twój biznes”, który nie miał on żadnej wartości, a ty sam byłeś zadłużony. Jednak twój dobroczyńca powiedział: „Kupię go za cenę długu, choćby nie wiem jak był wielki, tak by twoja karta mogła być czysta. Wiem, że bardzo przepłacam, ale nie tylko kupię go, ale także kupię ci znacznie lepszy teren, bez względu na koszty, byś mógł zacząć jeszcze raz”.

  „Przecież poniosłem porażkę” – mówisz. – „Nie udało mi się w biznesie”. „Pomimo tego” – odpowiada dobroczyńca – „wybawię cię”.

  Chrystus spłacił nasz wieczny dług. Zostaliśmy uwolnieni z potępienia i otrzymujemy znacznie lepsze życie i wspaniałe, wieczne mieszkanie przez drogocenną krew Chrystusa. Jakże chętnie powinniśmy teraz spłacać nasz dług względem osoby, którą Bóg dał nam, byśmy z nią czy z nim przeżywali podróż życia – naszego męża lub naszą żonę. Czy wypełniamy nasze obowiązki? Niech Pan nas błogosławi i uzdolni nas do tego.